Zasada Królewska. O tym jak Stwórca pomaga w ODKRYCIU i REALIZACJI MISJI. 6 stycznia 2022

Chcę się z Wami podzielić Zasadą Królewską, która w pierwszej edycji Sztuki Rozpalania Ognia była dodawana jako lekcja Bonusowa. W filozofii każdy dobry system filozoficzny ma swój “gwarant” systemu. Moim gwarantem w FUNDAMENCIE Sztuki Rozpalania Ognia jest Zasada Królewska. Zakładam, że będzie przydatna głównie dla osób wierzących, ale w mojej ocenie każdy może się z nią zapoznać. Choćby z ciekawości. Zaszkodzić, nie zaszkodzi, a może POMÓC.

UWAGA: Poniższy wpis jest dłuższy od pozostałych i jego przeczytanie może zająć ok. 15 minut.

Pomimo tego, że jestem już przed czterdziestką, to dalej jednym z moich ulubionych filmików jest krótkie wystąpienie Willa Smitha przed amerykańską młodzieżą:  “Chciałbym Wam coś powiedzieć. Chciałbym abyście zapamiętali to do końca swojego życia, więc słuchajcie uważnie. Daję Wam teraz klucz do życia. 

Kluczem do życia jest bieganie i czytanie.

Mówię całkowicie poważnie, klucz do życia to bieganie i czytanie.
Dlaczego bieganie? Kiedy biegasz jest taki mały człowieczek w Twojej głowie, który do Ciebie mówi. I ten mały człowieczek mówi: jestem tak zmęczony, zaraz wypluję swoje wnętrzności, jestem tak bardzo zmęczony, nie dam rady biec dalej… I masz ochotę się poddać, co nie?
Kiedy nauczysz się pokonywać tego małego człowieczka gdy biegasz, nauczysz się jak się nie poddawać, gdy rzeczy w Twoim życiu staną się naprawdę trudne. Bieganie – to pierwszy klucz do życia.

Czytanie. Powód, dla którego czytanie jest tak ważne: gdzieś tam były miliony milionów ludzi, którzy żyli przed nami wszystkimi. Nie ma żadnego nowego problemu, który możesz mieć – z rodzicami, ze szkołą, z chłopakiem, z czymkolwiek innym… Nie istnieje problem, który możesz mieć, a którego już ktoś wcześniej nie rozwiązał i nie napisał o tym książki.

Kluczem do życia jest bieganie i czytanie”.

Uwielbiam to krótkie przemówienie. W ogóle bardzo lubię Willa Smitha i tak jak on przekazał klucze do życia amerykańskiej młodzieży, tak ja chciałbym przekazać polskim przedsiębiorcom ZASADĘ KRÓLEWSKĄ – klucz do życia, którym jest Współpraca z Królem. 

Często pisząc o sobie wspominam, że choć wiele udało mi się w życiu osiągnąć, to najbardziej lubię mówić, że jestem nikim i że jest to najlepsza nowina na świecie.

Co mam, czego bym wpierw nie otrzymał (por. Kor. 4,7) – włącznie ze wszystkimi założeniami Sztuki Rozpalania Ognia. Sam naprawdę nic nie wymyśliłem, a ODKRYŁEM “tylko” i otrzymałem jako DAR. Przedstawię Zasadę Królewską na swoim przykładzie i przykładzie RTCK nawiązując do ODKRYWANIA oraz REALIZACJI MISJI, czyli kluczowych elementów Sztuki.  

1. Król daje MISJĘ

Jeszcze kilkanaście lat temu nasza misja, którą jest pomaganie ludziom w ODKRYCIU i ROZWOJU ich powołania (do budowania szczęśliwej rodziny, pracy i świętości w życiu codziennym), była dla mnie totalną abstrakcją.

Pomimo tego, że moi rodzice byli dla mnie absolutnym wzorem w wymiarze pracy (moja mama jest z zamiłowania krawcową, a tata był turbo gliną niczym z filmów amerykańskich), sam nie miałem zielonego pojęcia co chcę robić.

Moją jedyną pasją i talentem była koszykówka – modliłem się tylko o to, aby grać w NBA. Jak zrezygnowałem w liceum z uprawiania tego sportu ze względu na niewystarczające warunki fizyczne, to załamałem się i było mi bardzo ciężko.

Jednym z moim głównych lęków stało się to, co ja będę robił kiedy dorosnę. Dodatkowo moi rodzice rozwiedli się i każdy z najważniejszych wymiarów mojego powołania zaczął się walić. Obok pracy, kolejnym lękiem stała się dla mnie rodzina – czy będę w stanie być dobrym mężem i ojcem, skoro wychowywałem się bez ojca?
Najważniejsze powołanie, czyli dążenie do świętości w życiu codziennym było dla mnie całkowicie poza zasięgiem. Dodatkowo Kościół kojarzył mi się tylko z nudnymi kazaniami i niezaradnymi życiowo ludźmi.

Nie zapraszałem Stwórcy do współpracy, bo po tym jak nie udało mi się zostać zawodowym koszykarzem stwierdziłem, że Jego nie interesują jakieś tam ziemskie plany i marzenia. Że do Niego zwraca się tylko w podniosłych modlitwach i słowach.

Poszedłem na informatykę, bo moi koledzy poszli na informatykę i panowało wtedy przekonanie, że po informatyce można zarabiać dobre pieniądze. Już na pierwszych zajęciach okazało się, że to totalna pomyłka… Nie trzeba było długo czekać na wielowymiarowy kryzys i frustrację. W wieku 23 lat moje życie totalnie się załamało. Byłem wtedy na trzecim roku studiów bez żadnych perspektyw na przyszłość, dorabiając podczas wakacji w USA na studia.

W takim stanie jedynym ratunkiem, którego się złapałem było zwrócenie się do Stwórcy – jak trwoga, to do Boga.

Byłem wtedy w Chicago i chyba pierwszy raz w życiu poszedłem w poniedziałek do kościoła. Akurat tak się złożyło, że trwały rekolekcje jakiegoś misjonarza z Polski, który ewangelizował Polonię. Pierwszą wskazówką, której się złapałem była MODLITWA i POST.

Ofiaruj konkretny post o wodzie w jakiejś intencji i sam zobacz co się wydarzy! Takie słowa padły z ust misjonarza z Poznania.

Choć pojawiło się wiele treści podczas tych rekolekcji, to ja tylko taką wskazówkę zapamiętałem. Stosując taktykę Adama Małysza postanowiłem, że wykonam PIERWSZY SKOK – post.

Pracując na budowie przez trzy dni nic nie jadłem. Chłopaki myśleli, że coś mi odwaliło i trochę zaczęli się martwić, ale ja po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zacząłem odczuwać POKÓJ SERCA i niewypowiedzianą RADOŚĆ.

Przyznam, że sam do dzisiaj jestem ZDUMIONY, że ten POST i MODLITWA zadziałały z automatu jak prawo grawitacji. Choć spodziewałem się, że stanie się coś innego, to POKÓJ SERCA I RADOŚĆ były tym, czego wtedy najbardziej potrzebowałem.

Od tamtego momentu rozpoczął się PROCES.

Trochę obawiałem się, żeby mi całkowicie nie “odwaliło” i żebym przypadkiem nie zaczął codziennie chodzić do kościoła… Ale jak wróciłem po wakacjach na 4 rok studiów do Polski, to codzienna Eucharystia była dla mnie głównym ratunkiem – kroplówką, która podtrzymywała mnie przy życiu. Pewnego dnia kolega podrzucił mi czerwoną książeczkę ks. Krzysztofa Wonsa Jak żyć Słowem Bożym na co dzień? Tak zacząłem również codziennie czytać Pismo Święte.

Pierwsze SŁOWO, które przeszyło mnie do szpiku kości pochodziło z fragmentu Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 6, 25-34).

Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.

Z całego tego fragmentu, stwierdzenie MAŁEJ WIARY jakby mnie sparaliżowało. Pomyślałem wtedy, czy życie może być faktycznie aż takie PROSTE (nie łatwe, ale PROSTE) jak jest w tym fragmencie? Żeby się troszczyć naprzód o królestwo i Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie nam DODANE? Że KLUCZEM jest to, abym w to UWIERZYŁ i zaczął żyć perspektywą królestwa?

Wiedziałem, że Stwórca jest PRAWDOMÓWNY i Jemu naprawdę można wierzyć. Oddał życie za nas. Dlaczego niby miałby kłamać?
Opowiedziałem więc o tej perspektywie kolegom, ale zaczęli się ze mnie śmiać i żartować, że jak zobaczą mnie za kilkanaście lat, to prawdopodobnie dalej będę jeździł zakupioną za pieniądze zarobione na budowie w USA hondą civic rocznik 1995, która już całkowicie mi zardzewieje.

Ja jednak postanowiłem mimo wszystko MU uwierzyć i nie troszczyć się zbytnio o to, co mam jeść i pić, ani w co się przyodziać. Skoro Stwórca powiedział, że będzie się o mnie troszczył jak o ptaki i lilie, przy których nawet Salomon może się skryć, to ja Mu WIERZĘ.

Tak wszedłem na drogę królestwa i tak miało dojść (bardzo szybko) do ODKRYCIA obecnej MISJI RTCK. On ma przygotowaną misję dla każdego i każdej z nas. Dla naszych przedsięwzięć również. Wystarczy “tylko” Mu uwierzyć i żyć zasadami Jego królestwa.

Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię,
nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię (Jr 1,5).

Praktycznie od razu trafiłem na rekolekcje z ks. Piotrem Pawlukiewiczem, podczas których usłyszałem już legendarne dla mnie przesłanie, które mamy zawieszone na naszej stronie głównej i które do dzisiaj jest kamieniem węgielnym naszej misji: Ludzie popełniają wciąż ten sam błąd… Zapominając o sobie szukają w pierwszej kolejności tego, czego potrzebuje świat. Tymczasem świat najbardziej i w pierwszej kolejności potrzebuje ludzi żywych, którzy robią to, co ich ożywia.

Nie odebrałem tego stwierdzenia z automatu jako misji (sam miałem z tym problem, bo słuchałem tego jeszcze jako student informatyki), ale Stwórca już wtedy nam ją nadał. Nie robimy w RTCK przecież nic innego, jak rozwiązywanie tego problemu. Uświadomiliśmy sobie tę misję wiele lat później, ale Stwórca już na samym starcie nam ją nadał. On naprawdę działa jak prawo grawitacji.

Dla KAŻDEGO ma misję tu na ziemi, podobnie jak dla każdego ma przygotowane mieszkanie w niebie. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział (J 14,2).

Zauważcie dodatkowo jak precyzyjny jest Stwórca! Wskazuje na konkretną misję, która zawiera konkretną POTRZEBĘ.

Tak jakby chciał powiedzieć za pośrednictwem ks. Piotra Pawlukiewicza… Hej Kamil. Hej Panie i Panowie z obecnego RTCK. Jest TURBO potrzeba. Świat popełnia dzisiaj kardynalny błąd – zapominając o samych sobie, szuka w pierwszej kolejności tego, co potrzebuje świat. Tymczasem świat najbardziej potrzebuje ludzi ŻYWYCH, którzy robią to, co ich ożywia. Pomożecie? Znacie przecież PROBLEM. Będę Was prowadził. Nauczę Was wszystkiego, podeślę odpowiednich ludzi. Dacie radę!

Jest MISJA do wykonania. Pomożecie?

2. Król POMAGA w REALIZACJI misji

Tuż po rekolekcjach z ks. Piotrem Pawlukiewiczem, będąc dalej studentem informatyki (ale już nie martwiącym się o przyszłość), trafiłem do kina na film z Willem Smithem W pogoni za szczęściem. Nie mogłem tak łatwo wyjść z sali, bo zaraz po zakończeniu seansu łzy same cisnęły mi się do oczu. Łzy, które były wołaniem serca, że ja też tak chcę. Też chcę takiej pracy jak główny bohater filmu, który nie mając zupełnie doświadczenia w branży finansowej (ale podobnie jak ja, będąc dobrym w LUDZIACH i LICZBACH) zrobił oszałamiającą karierę w finansach.

Zacząłem poznawać wtedy Ducha Świętego, który przychodzi w bardzo konkretnych poruszeniach i pragnieniach serca. Czasami przez łzy. Pan Jezus zapowiedział, że nie zostawi nas samych i kolejny raz dotrzymał słowa.

Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. (J 14, 15-20)

Dziwnymi “zbiegami okoliczności” zaczęli pojawiać się na mojej drodze wspierający mnie ludzie i “przypadkowe” wydarzenia.

Jakież było moje zdumienie jak tuż po studiach, “zupełnie przez przypadek” trafiłem w 2007 roku do wymarzonych dla mnie wtedy finansów. Startując zupełnie od zera, od najniższego możliwego stanowiska, po dwóch latach zostałem dyrektorem regionu i zamieniłem delikatnie rdzewiejącą hondę na najnowszy wtedy model volvo s80.

Cały czas “chodziłem z Panem Bogiem” i nieustannie szukałem jego dróg. Chciałem być jak główny bohater Psalmu pierwszego:

Szczęśliwy mąż,
który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie siada w kole szyderców,
lecz ma upodobanie w Prawie Pana,
nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą.
Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie,
a liście jego nie więdną:
co uczyni, pomyślnie wypada. (Ps 1, 1-3)

Codziennie uczęszczałem na Eucharystię i kontemplowałem Słowo Boże. Po dwóch latach w branży finansowej okazało się, że była ona dla mnie jednak “tylko jak wojsko”, pewnego rodzaju formacją i że Stwórca zaprasza mnie do czegoś więcej.

31 lipca 2009 roku postanowiłem w Łagiewnikach, że zakładam wytwórnię muzyczną. W konsekwencji okazało się, że volvo musiałem tym razem zamienić na rower, ponieważ działalność nie przynosiła od razu dochodów, ale tak jak wspominam w 1 części Fundamentu Sztuki Rozpalania Ognia – było dla mnie coś o wiele ważniejszego niż zysk. Moja MISJA. 

5 maja 2010 roku wyprodukowaliśmy pierwszą płytę muzyczną, ale problem polegał na tym, że ludzie nic nam za nią nie płacili. Choć w sumie nie ma się im co dziwić. Mieliśmy początkowo taki model sprzedaży, że udostępnialiśmy muzykę za darmo, a ludzie w teorii mieli zapłacić za tę muzykę “co łaska”, czyli ile chcą. No ale nikt nie płacił… Wpadliśmy w solidne tarapaty i duży kryzys. Kończyły się też wszystkie moje oszczędności zarobione w finansach i nie wiedziałem co dalej robić… Pamiętam, że zastanawiałem się wtedy, czy nasza MISJA ma SENS. Czy była ona faktycznie od Stwórcy? Czy nie jest jakimś wyobrażeniem młodych chłopaków, którzy naoglądali się zbyt dużo filmów amerykańskich i chcą realizować swoje marzenia.

W momencie kulminacyjnym, w którym frustracja sięgnęła zenitu wydarzył się jednak scenariusz niczym z filmów amerykańskich.

U kresu naszych sił postanowiliśmy się spotkać, aby porozmawiać o tym CO DALEJ. Nie mieliśmy wtedy swojego biura i wszystkie biznesowe spotkania organizowaliśmy w małej kawiarence w Nowym Sączu. Właściciel bardzo nas polubił – w końcu byliśmy młodymi ludźmi, którzy prowadzą wytwórnię muzyczną w Nowym Sączu. Nie wiedząc, że jesteśmy u skraju wytrzymałości przywitał nas bardzo entuzjastycznie i przedstawił pewnemu starszemu Panu będącemu właśnie w jego kawiarni. Wyglądał niczym Sean Connery.

To o nich Ci opowiadałem – rzekł właściciel kawiarni do starszego Pana wskazując na nas.
Koniecznie musicie się spotkać. Pan Janusz działa w branży muzycznej, wy prowadzicie wytwórnię, może coś razem zrobicie?

Pamiętam, że resztką duchowych sił wykrzesałem z siebie odrobinę uśmiechu, zabrałem wizytówkę i wydusiłem z siebie kilka lakonicznych zdań. Coś w stylu, że zadzwonię, aby się spotkać. Szybko się wtedy rozstaliśmy w kawiarnii, ale to dobrze, bo nie byłem w stanie sensownie rozmawiać.

Jak tylko wygooglowałem kim jest Janusz Sikora-Sikorski, to prawie spadłem z krzesła. Okazało się, że stał przed nami członek zarządu jednej z największych na świecie agencji koncertowych – The Agency Group z oddziałami w Londynie, Nowym Jorku, Toronto, Malmo, Nashville, Los Angeles i Miami. Dodatkowo na stronie było napisane, że jest Prezesem Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. Dotychczas takie rzeczy oglądałem tylko w filmach. Jakby tego było mało, to okazało się później, że Janusz dostał od Papieża Benedykta krzyż Świętego Grzegorza – najwyższe odznaczenie jakie osoba świecka może dostać za zasługi dla Kościoła. Pamiętam, że taki sam krzyż otrzymał Al Pacino (reprezentowany jednocześnie, obok Pink Floyd, Deep Purple, The Rolling Stones i tysiąca innych artystów przez agencję Janusza) w filmie Ojciec Chrzestny. Tyle, że Ojciec Chrzestny, to był tylko film. Nasza historia wydarzyła się naprawdę.

Po spotkaniu nie doszło do jakiegoś spektakularnego kontraktu, ale bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Po pięciu latach przyjaźni i regularnych spotkaniach Janusz przechodząc na emeryturę w The Agency Group został naszym wewnętrznym ekspertem i bardzo aktywnie pomagał nam w rozwoju.

Wiem, że historia brzmi spektakularnie, ale to co jest dla mnie osobiście najbardziej wyjątkowe w tej historii, to FAKT, że Stwórca zna WSZYSTKICH ludzi na świecie i jeśli będzie potrzeba, aby DODAŁ CI SKRZYDEŁ, to wyśle swojego człowieka do skromnej kawiarenki w Nowym Sączu i Cię pokrzepi.

Ci co zaufali Panu odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia bez znużenia idą (Iz 40,31)

Znam wielu mówców motywacyjnych, ale żaden z nich nie jest godzien rozwiązać rzemyka u Jego sandałów. On naprawdę jest NAJWIĘKSZYM kibicem i najlepszym trenerem naszego życia. Tak jak wspomniałem, spotkanie z Januszem nie zapewniło nam żadnego kontraktu. Oprócz przyjaźni “nic” się wtedy nie wydarzyło, ale dzięki temu spotkaniu uwierzyłem, że wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4,13). Otrzymaliśmy wtedy skrzydła jak orły i zaczęliśmy fruwać. Został potwierdzony nasz MOTYW i pojawiła się AKCJA.

Druga płyta muzyczna, którą wydaliśmy była zatytułowana “Najlepsze przed nami” autorstwa Arkadio i została uznana za płytę roku na rynku chrześcijańskim – oczywiście zaczęliśmy ją już normalnie sprzedawać. Kolejna nasza publikacja z audiokonferencją o. Fabiana Błaszkiewicza, którą wydaliśmy w formie audiobooka przewyższyła sprzedaż bardzo popularnego wtedy na rynku polskim Harry’ego Pottera w wersji audiobook i chyba każdy szukający rozwoju opartego na wartościach chrześcijańskich, znał wtedy o. Fabiana i nasze treści.

Świadomość, że Pan Bóg nam kibicuje spowodowała, że my naprawdę zaczęliśmy fruwać.

Oczywiście różnego rodzaju problemy nie zniknęły, ale staraliśmy się je wszystkie zamieniać na WYZWANIA i z bardzo konkretną POMOCĄ Stwórcy rozwiązywać. Na naszej drodze zaczęli pojawiać się kolejni “przypadkowi” ludzie, których przedstawiałem w ostatnich tygodniach, jako obecnych ekspertów Sztuki Rozpalania Ognia i którzy wywarli niezmywalny wpływ na tak zwany “nasz sposób postępowania”.

Mieliśmy w tamtym czasie Misję, która owocowała nadprodukcją nieziemskich produktów, mieliśmy turbo godnościowy model przywództwa, który jednoczył nasz zespół i powodował nieziemskie zaangażowanie wszystkich współpracowników, brakowało nam jeszcze jakiegoś know-how w kontekście sprzedaży. W handlu również mieliśmy dobre intuicje, ale popełnialiśmy jednak sporo błędów.

Janusz Sikora-Sikorski widząc te błędy zasugerował pewnego dnia, że koniecznie powinienem porozmawiać z jego bratem Jurkiem. Że ten gość wie “wszystko” na temat biznesu, a jego głównym konikiem jest sprzedaż. Wspomniał, że oprócz tego, że jest biznesmenem i inwestorem, to wykłada m.in na London Business School. Przyznam, że niewiele mówiła mi nazwa tej uczelni, ale po tym jak Janusz wspomniał, że na równi konkurują ze Stanford i Harvard University, to od razu postawiło mnie do pionu. Normalnie nie byłoby mnie wtedy stać na to, aby skorzystać z takiej wiedzy. Roczny kurs MBA na London Business School kosztował w tamtym czasie ponad 200 000 zł.

Jurek zaczął do nas przylatywać z Londynu regularnie co kilka miesięcy i szkolić nas dzieląc się swoją PASJĄ. Uczestniczyłem wcześniej w wielu szkoleniach sprzedażowych (w finansach były ich setki), ale jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem osoby, która tak merytorycznie i z taką pasją opowiada o sprzedaży – zero bicia piany, czysta przyjemność i KONKRET zarazem. Wiedza przekazana nam przez Jurka do dzisiaj jest dla nas fundamentem w podejściu do handlu. To dzięki niemu odważyliśmy się, aby jako jedno z nielicznych wydawców (a może nawet jedyne powszechnie działające) wyjść z wojen cenowych, które wyniczszczają nasza branżę i powodują, że wydawcy funkcjonują na żyletki. 

Jurek był kolejnym ekspertem przesłanym nam przez Stwórcę, który dopełnił naszą drużynę (wierzę, że za kilka miesięcy dołączy również do grona ekspertów Sztuki) i spowodował, że wraz z gronem wszystkich naszych bezpośrednich współpracowników i dostawców dotarliśmy do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj.

Oczywiście droga do doskonałości nie ma mety, ale mam przekonanie, że rozpaliliśmy w RTCK OGIEŃ, który PŁONIE i który chcemy przekazać również innym organizacjom. Tym, który najbardziej go roznieca jest Stwórca. To On jest najtrwalszym Fundamentem Sztuki, a Zasada Królewska, którą chciałem Wam dzisiaj przekazać jako klucz do życia (również tego przedsiębiorczego), to Współpraca z Królem.

Kluczowa jest SKAŁA, którą jest Chrystus Pan.

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.

Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.

Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a wielki był jego upadek”.

Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie (Mt 7, 21.24-29).

P.S. FUNDAMENT Sztuki Rozpalania Ognia już za tydzień w RTCK.